W żar ognia zamienić chce, zda się, fal lód...
O Renie! Wieczysty przenika cię chłód —
Choć miotasz się w szale, krew mrożą twe fale — —
Płyń dalej, o Renie! Płyń, płyń!...
A ona z miłością się patrzy w wód zdrój
I mówi: O Renie! O Renie ty mój!
O Renie zielony, przez nasze zagony,
Przez nasze winnice się wiń...
Jak piorun, podjechał raz z Drachenwald pan
I porwał dziewczynę, przeleciał przez łan,
Ze siodła zeskoczy i w zamek uroczy
Na rękach unosi swój łup.
Ocucił pieszczotą, w ramiona ją wziął
I długi, namiętny splot razem ich spiął.
»Czy kochasz mię, złota?« »O kocham« — szczebiota
Włosami sięgając mu stóp.
»Czy kochasz mię?« »Kocham! Na zawsze jam twa!...
Lecz słyszysz? Szum jakiś...« »O noc ta niech trwa
Przez życie, przez wieki!...« »Czy szum to daleki
Tych lasów, co słonią twe wsie?«
»Ah całuj!...« »Lecz słuchaj! Czy deszczu to plusk,
Co z dachu złocistych zesuwa się łusk?...«
Strona:Poezye T. 1.djvu/066
Ta strona została uwierzytelniona.