Strona:Poezye T. 1.djvu/067

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie — — ani to drzewa, ni szumi ulewa...
Czy wicher w krużgankach gdzie dmie?«

»Puść, spojrzę...« »Dlaczego tak wstrząsnął cię dreszcz?
Co widzisz?« »Rzecz dziwną. Ni las to, ni deszcz,
Na zamku ogrody rozlały się wody...
Czy tama zerwała się gdzie?!«

»Mój luby, mój luby! Ja lękam się wód!
Czy dosyć wysoki, dość mocny twój gród?«
»Kochanko! Wpierw z morza nie błyśnie nam zorza,
Nim w Drachenwald wedrze się prąd!«.

»Mój luby, mój luby! Patrz! Spiętrza się toń!
Jak szumi złowrogo...« »Na pierś mi się skłoń,
Do nowej pieszczoty daj usta...« »Mój złoty!
Mój luby! Uchodźmy gdzie ztąd!...«

»Na Boga! Już w okna!...« »Ah! Ocal ty mnie!
Uchodźmy! Uchodźmy!« »O luba! Lecz gdzie?«
»Na wieżę!« »Lecz może gdy drzwi te otworzę,
Już odmęt ogarnie nas ten!...

»Ah! ocal!...« »Na barki me wyskocz! Ha! Z nóg
Prąd zwala mię... Chwyć się świecznika!... Czyż Bóg
Nie widzi?!... Ah! Tonę!... Te wody szalone
Czy z piekła?!... O Chryste!...« »To Ren!...«