Na bój szedł straszny... Jako sępów stado
Napada gniazdo śmiałego sokoła:
Tak Pers, ogromną ruszywszy gromadą,
Peloponezu chce zagarnąć sioła —
Ale napotka mężne Grecyi syny,
Okute tarcze, ostre rohatyny.
On naprzód z roty wystąpił orężnej,
Aby zobaczyć, czy na morzu w dali
Perskich okrętów nawały potężnej
Nie widać pysznie płynącej po fali,
Jak łabędź, co się skrzydlaty kołysze —
Opodal idą jego towarzysze.
Oto po morzu, jak chmury po stropie,
Śmierć przynoszące nawy Persów płyną;
Tłum wielki, zbrojny i w łuki i w kopie,
Nieprzeliczony, jak gwiazdy w noc siną,
Gdy miesiąc srebrny nie świeci na nowiu,
A od gwiazd rojno na niebios pustkowiu.
Lecz jako zorza krwawo powstająca
Spędza ze stropu nocy złote błyski:
Tak Grecya, sławą podobna do słońca,
Rozproszy wroga ostremi pociski.
Ares na walkę powiedzie ich zgubną,
Da laur tryumfu, lub śmierć wiecznie chlubną...