Strona:Poezye T. 1.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

Kamień przybrzeżny czerwonawy,
Toń, która coraz w głąb ciemnieje,
Aż wzrok, jak krótka zbyt kotwica,
Dna głębokiego nie zachwyca,
Ale w pośrodku fal się chwieje?
Pamiętasz tam obłoków cienie
Przepływające po granitach?
I orły owe na błękitach,
Podobne łodziom dwużaglowym
Na oceanie lazurowym?
I takiej przestwór ciszy wielkiej,
Że — zda się — słychać sfer dzwonienie,
Które roztrąca w locie słońce?
I tak bezbrzeżne skał milczenie,
Że — zda się — słychać jak kropelki
Dźwięczą z pod śniegu spływające?...

II.

Jak wizya senna, piękną cudnie
Owa dolina jest w południe;
Piękniejsza, gdy o słońca skłonie,
Cała różową barwą spłonie.
Lecz kiedy cicha noc nastanie,
I po niebiosów oceanie
Wśród rozświeconych chmur odmętu,