Najwyższa z wszystkich, co z śmiercią graniczy;
Są nieskończone zmysłów upojenia,
Bezdnie pożądań, bezkresy słodyczy,
Są półdziecinnej natchnienia pieszczoty,
Drgnienia w powietrzu ciche i płochliwe,
Jakby z za modro-srebrnych mgieł wstydliwe,
Półwidne lice jawiło się Psychy,
Z przejrzystym różem tłumionej tęsknoty,
Z zdjętemi z jasnych błękitów uśmiechy.
Są wyszukanej rozkoszy porywy,
Wizye gwałcące, naturę, męczeństwa
Przewzbranych pragnień, niesytu szaleństwa,
Wśród szału żądzy okrucieństw popędy,
Jakiejś pieszczoty nieludzkiej, straszliwej
Pożądań wściekłe, spienione obłędy.
Są te zacisza, gdzie słońca promienie
Trącają kwiatów tęczowe kielichy,
A z kwiatów w przestwór zamyślony, cichy,
Woń się unosi falującym wzlotem,
Niosąca, zda się, listeczków dzwonienie,
Trąconych blasku słonecznego złotem.
Są te zacisza, skąd w modre błękity
Źrenic omdlałych spojrzenia się wznoszą,
Strona:Poezye T. 2.djvu/091
Ta strona została uwierzytelniona.