Lecz dziś już nic się nie spodziewam zgoła,
Wszelką iluzyę z duszy mi wydarto,
Wielką zła przemoc widzę dookoła,
I pytam siebie tylko: czy żyć warto?
Gdybym dziś umrzeć miał, jakże nędznemi
Wydałyby mi się wszystkie boleści
Mej własnej duszy i wszystkie wszechziemi —
W obliczu śmierci cóż ma jaką wagę?
I tylko chciałbym, gdy się czas obwieści,
W twarz śmierci prosto spojrzeć mieć odwagę.
Przekląć! zapomnieć — — i nigdy już więcej
Myślą nie wrócić!... Dosyć miałem krzyży
I dosyć cierni — — żyłem jak straceńcy...
Nim w zdrój zdążyłem spojrzeć czysty, świeży:
W zgniłe, cuchnące spojrzałem bezedno — —
I dzisiaj tylko mam pragnienie jedno:
Przekląć! Zapomnieć!...
Chcąc przerwać myśl, wyjrzałem przez me okno zrana:
Puste miasto, niebiesko-biały śnieg w ulicy,
Martwy, bezlistne drzewa, przestrzeń ołowiana,
Cisza, jak w głuchem wejściu cmentarnej dzwonnicy.