Strona:Poezye T. 3.djvu/025

Ta strona została uwierzytelniona.

A tam — szeroka, pusta niebiosów opona,
Jasny, wielki krąg słońca daleko, daleko...
Hen, w dole, chmur srebrzyste tumany się wleką
I płaszczyzna wód morskich, ciemna, nieskończona...

Tam — wysp zielone smugi i okrętów białe
Migoczące się ławy i bory olbrzymie;
Wulkany, grzmot w czerwonym ciskające dymie,
I śnieg, srebrzący szarą górskich wierchów skałę.

I cicho... Tylko w głuszy słychać gdzieś dalekiej
Gwiazd toczących się w bezdni grzmiące kołowroty,
Z hukiem śmiga i pęka gdzieś meteor złoty — —
Cicho... Tu gwarną falą nie suną się wieki...

Oto noc. Siadłszy kędyś na podniebnej skale,
Osrebrzony światłością księżyca, powoli
Olbrzymi ptak zasypia w światła aureoli,
W majestacie potęgi i królewskiej chwale.

Śni mu się jego straszna moc i lot zuchwały,
Śnią mu się łowy, walki, burze, oceany...
Cóż ci się tu śni, orle, w twej klatce drucianej?
I tu ci dano kawał bazaltowej skały!...