Strona:Poezye T. 3.djvu/080

Ta strona została uwierzytelniona.
Cisza morska.

Cisza morska. Zgłodniała, spragniona załoga
Bezradnie na straszliwy patrzy bezkres wody;
Przestano liczyć słońca zachody i wschody,
Na okręcie jest tylko rozpacz, ból i trwoga...

Na pokład weszła mara zagłady złowroga,
Szle dławiące pragnienia i płomienne głody;
Ciche, przeciągłe wieją śmierci trupie chłody,
A niebo nad wodami zda się być bez Boga.

Kapitan stał pod masztem, w ręce lont mu płonie — —
Na ciemnem dnie okrętu beczki z prochem stoją —
Jeden krok, jedną iskrę z lontu niech zaprószy — —

Czemuż stoisz tak blady? Czemu drżą ci dłonie?
Głupcy się tylko własną śmierć przyśpieszyć boją — —
Ha! Lont zadeptał... Giń więc w powolnej katuszy!...