Strona:Poezye T. 3.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

Odbijają się w wodzie i w srebrne źrenice
Obejmują milczących pustek uroczysko.

Rosną tam dziwne drzewa, jodły tak olbrzymie,
Że sięgają gór wierzchów, a niebo nad niemi
W wilgotnych, szarych mgławic falującym dymie,
Jakby martwe zamarłej przygląda się ziemi.

Tam nic niema.... pustynia, stepy, góry, morze...
I duszy mojej smętna, zadumana mara;
Patrzę w koło i nieraz sam w sobie się trwożę —
Gdzie jestem?!... To mi szepce moja muszla stara.

Jest-li to ten świat dawny, który przed milionem
Wieków ona pamięta? Są to urojenia
Obłąkanej fantazyi, co w oku szalonem
Ma jakieś dziwne, nigdy niebyłe widzenia?...

Tam jednak w tej pustyni, tam jest mi najlepiej,
Tam dusza moja siada na omglonym głazie
I gdy się cała w sobie skupi i zasklepi:
Tonie w ogromnych milczeń i głębin ekstazie.

Lubię tonąć w otchłaniach bezgranicznej głuszy,
W abstrakcyjnem pojęciu żywego bezbytu,
Gdzie wszystko się jednoczy i jest w jednej duszy,
Gdzie w duszy ma się wieczność, ziemię, sklep błękitu.