Nigdy mu ramion pierwsza nie otwarła
Choć się łaskawie obejmować dała:
Nigdy, gdy szepnął z ściśniętego gardła
»Kocham« — nie rzekła nic, tylko słuchała.
Jemu się z bólu dusza w sztuki darła,
Bo nic w niej znaleźć nie mógł oprócz ciała,
I to, co pomnieć musiał nieustannie,
O ile szukać wypadało w pannie.
Albowiem panną była, a za wiano
Prócz dwóch wsi, miała urodę Dyanny.
Młodzież w niej cała była zakochaną,
Wszystkie jej również niecierpiały panny.
Rodziców dawno w grobie pochowano,
W klasztorze wiek swój przeżyła poranny,
Gdzie się, w sekrecie przed swą przełożoną,
Najczęściej w żonę i męża bawiono.
Potem, gdy suknię już zrzuciła krótką,
Gdy się jej wiosna zaczęła siedmnasta,
W Warszawie z ciotką mieszkała rozwódką
I poznawała obyczaje miasta.
Strona:Poezye T. 3.djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.