Strona:Poezye T. 3.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.

Jako mar poczet włóczą się zaklęty
I bóle swoje i skargi palące
Topią w bezdennej głuszy i otchłani,
Idąc, jak ludzie z ojczyzny wygnani...

Pani Kufkowa wiedziała najpewniej,
Że jest kochaną wciąż i bez pamięci
Z wszystkiem, co dobre i wszystkiem, co złe w niej,
Nawet myślała o tem nie bez chęci,
Sądząc, że wielce się przez to »królewni«
»Anielkowuje«, podnosi i święci,
I że z Henrykiem, co gdzieś dla niej kona,
Jest ponad wiele kobiet — wyróżniona.

W jej biurku leżał list. Miał z Bazylei
Pieczęć, pisany być musiał w wagonie.
List ten brzmiał: »Pani! Więc reszta nadziei,
Jak kamień w wodzie niezgłębionej tonie?!
Więc tak?! Huczące wśród śnieżnej zawiei
Alpy mi zdają się walić na skronie — —
Więc tak?!... Napróżnom serce wydarł z piersi
I do nóg cisnął ci... Lecz czyż my pierwsi?...

I tylko nie wiem, czemu w mojej duszy
Jest ból, jak gdyby pierwszy ból na ziemi?
Czemu to serce tak się rwie i kruszy,
Jakby wszystkiemi mękami ludzkiemi