Strona:Poezye T. 3.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

Wszystkie me czucia, wiedz, przez ciebie giną,
Nie znam już prawdy, nie znam wstydu, sromu,
Nie wiem, co żadne święte słowo znaczy,
Nie znam na świecie nic — oprócz rozpaczy...

Jak pies, u nóg twych chciałem leżeć, stopy
Całować twoje i jeszcze to sobie
Mieć za raj szczęścia... Dziś — — pół Europy
Dzieli nas... O ty!... Wszakżem twoje obie
Ręce na szyi miał... Jak światła snopy
Na łąkę lecą o porannej dobie:
Tak mi z twych oczu szedł blask w głębię ducha...
Dziś co?... Ta pustka Alp dokoła głucha...

Pamiętasz? Nie raz to i nie dwa razy
Mdlałaś w ramionach moich, o Irenko,
Niezrozumiałe mi szepcąc wyrazy
I włosy moje plącząc drżącą ręką...
Chciałażeś tylko zmysłowej ekstazy?
Upojeń? Szału? Tak?... Ach! jeszcze miękką
Twą kibić czuję tu, na mojem ręku
Przegiętą, w włosów rozsypanych pęku...

I czuję ciepło twego ciała jeszcze,
Ciepło twych westchnień i spojrzeń, o droga!
Jeszcze na rękach cię tu mam i pieszczę,
Pieszczę, całuję... Na żywego Boga!