Tylko swe zgodne jednotonne tchnienie
Słyszeli, wzajem do się przytuleni.
Tej chwili Henryk z nad róży kielicha,
»Verweile doch, du bist so schön!«[1]rzekł z cicha.
»Verweile doch!...« Poza nim cmentarz życia,
Powiędłe myśli, albo wbite w błoto,
Wszystko stracone i nic do zdobycia
I serce próżną stargane tęsknotą...
Przed nim?... Z przyszłości ciemnego ukrycia
Jutro — twarz bladą śmiertelną martwotą
Wychyla, widmo straszne i pokutne,
Trwogę niosąc i jak trumna smutne.
»Verweile doch!...« Bo oto wczesna idzie
Starość i nędza ciała, co trupieje;
Starość, w swej całej grozie i ohydzie,
Starość, co lodem przerażenia wieje,
Starość, kąpana w fizycznym bezwstydzie,
Wstrętna, okropna; starość, która leje
Na nędzne ciało ludzkie kubeł kału
I robi zgniłe próchno z »ideału«.
Starość, co łamie, druzgoce i depce,
Starość, co nurzy w szpetności po uszy,
Starość, co żywą krew po kropli chłepce,
Starość, co serce zabija, mózg suszy,
Strona:Poezye T. 3.djvu/174
Ta strona została uwierzytelniona.