Jednak czy warto żyć bez żądzy wszelkiej,
Bez pragnień, złudzeń, nadziei?... W oddali
Zobaczył nagle w parku, wśród topoli,
Panią Irenę, idącą powoli...
Pani Irena szła, a Henryk wstawał
Nie będąc pewny, czy widzi na jawie,
Czy też złudzenie go bierze na kawał
I ambetuje, jak mówią w Warszawie.
Ona! Tak ona! Czyżby nie poznawał?!
Ta sama gibkość i smukłość w postawie,
Te same ruchy, rysy... Święte bogi!
Irena! Ona!... Zerwał się na nogi.
Wraz z nim zerwała się z ławki Viola,
Która dotychczas patrzała na morze.
Stanęła smukła, gibka jak topola,
A na twarz wyszły jej rumieńców róże —
Zażenowała ją szatek swawola,
Które wiatr lekki podnosił ku górze,
Więc się ogarnia rączkami, pół dzika,
Pół przestraszona patrząc na Henryka.
Pani Irena stała blada cała —
W jej oczach tysiąc zaświeciło błysków
Zda się, że nagle na głaz skamieniała
I była, jak statua z wodotrysków,
Strona:Poezye T. 3.djvu/176
Ta strona została uwierzytelniona.