CIENIE.
... Nie mogę błądzić po mieście bezkarnie!
Mam takie dziwne miejsca, czarami zaklęte,
Co wiecznie budzą we mnie pamiątek męczarnie,
Na nowo moje rany krwawiąc niezamknięte.
Mam takie nieme okna w martwych kamienicach,
Takie ciemne aleje w ciemnych parków głuszy,
Takie zimne kamienie na pustych ulicach,
Gdzie kryją się umarłe cząstki mojej duszy.
I nieraz — kiedy błądzę — w ranki czy wieczory —
Nagle — niby z pod ziemi rośnie me wspomnienie,
Co wnet w rzeczywistości barwi się pozory:
Ach, tu jej cień pozostał — i mój cień — dwa cienie!
Widzę — widzę ją znowu. Ona nie odeszła —
Ona stoi tu ciągle — i ja z nią tu jestem —
Nanowo, zda się, żyje chwila, która przeszła:
Wionęła ku mej duszy mistycznym szelestem.
O, patrz! Za tem okienkiem na piętrze wysokiem,
Gdzie drzemie jakiś tłuścioch — z glinianym cybuchem:
Tam cień przeszłości mojej — widzę ją mem okiem,
Tam jej cień, tam jest ona! — widzę ją mym duchem!
Nieprawda! mówię — niemasz owego tłuściocha,
Ja tam jestem — i ona ze mną — dwoje cieni,
Ja tam jestem — i ona! I ona mnie kocha —
I znów jesteśmy razem — i nierozłączeni.