By ci myśl rozpromienić, jednak ci nie miły
Ten czas, kiedy się przykra, zimna atmosfera
Skłóceniem elementów do porodu zbiera.
Tak ja byłem skłóconych żywiołów zamętem!
I wiem, że moje serce zostanie wyklętem,
I wiem, że mię potępią ludzie — ci porządni,
Jak ślimaki moralni, jak ryby — rozsądni.
I powiedzą: O, patrzcie, co to jest niewiara,
Pesymizm! Bezład życia! — W tej zbłąkanej duszy,
Jedna tylko rozpaczna królowała mara,
Mara śmierci, co wszelką wolę życia kruszy!
Ale nie mówię do tych ludzi z trupią twarzą,
Co spróchnieli za życia, siadłszy na kurulnych
Swych krzesłach wyszczudlonych — i wzajem się darzą
Kadzidłem adoracyi czczych i obopólnych!
Mówię do tych, co światła pragną myśli nowych,
Do tych, którzy szukają nowych ducha torów;
Co padają w rozpacze zagadnień sfinksowych,
Co wiją się w pazurach zwątpienia potworów.
Mówię do tych samotnych, tych niezrozumianych,
Tych bezimiennych, sobie i światu nieznanych,
Do tych, co są przyszłością. Niechaj każdy wierzy,
Że godzina objawień każdemu uderzy!
Niechaj się w samowiedzę zbroją i w pogardę,
Niechaj śmiało w przesądów uderzają mury:
I lepiej niechaj padną, jako sosny harde,
Niźli zgiąć się, jak trzciny — śród życia wichury!
Jest potęga bolesna, lecz nad wszystkie wielka;
Światłość, która ożywia — ogrzewa — oświeca,
Matka i karmicielka i odrodzicielka,
Żywa rosa, co dusze jałowe ukwieca!
Samowiedza! O, budźcie w każdej ludzkiej duszy
Tę potęgę co drzemie, jako w nocy grobie.
Strona:Poezye cz. 1 (Antoni Lange).djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.