Strona:Poezye cz. 1 (Antoni Lange).djvu/206

Ta strona została uwierzytelniona.

a walkom ludów obojętnie się przypatrują. Czemu głowy ich opuszczone, a wzrok płonie jakimś strasznym płomieniem?
God. To Wyrwidąb i Waligóra — dwa pracowniki potężne, — siłacze ogromne, przed wiekami urodzone, a nieśmiertelne. A nie znają oni swej mocy — i po świecie błądzą jakby uśpieni — głodem, co wnętrze ich trawi i mrokiem, który wieki w ich głowie zasiały... Tak się oddalili od światła, że nie są już do ludzi nowych podobni, a tak są od natury dalecy, że już nie rozumieją twojej tajemnicy... Ale i oni się budzą już do życia — i w nich jakieś nowe światła zabłysły...
Art. Czyż ten pożar, co płonął w Godzinie, która była przed tobą — czyż ten pożar nic im nie dał?
God. Rozwiązał im ręce — podniósł ich godność człowieczą — i na wolne puścił ich gościńce, ale za to dał im nędzę, jakiej nigdy przedtem nie znali...
Art. Więc ci tylko cierpią? Ale inni są szczęśliwi?
God. O, nie sądź tak, moja siostro! Straszniejsza walka niźli tych cielesna — w głębi ludzkich dusz się odbywa! — Ale spłyńmy niżej — ku dniom ostatnim idziemy... Widzisz te dwie postaci?
Art. Widzę dwa cienie złowieszcze — jakby dwie dziewice moru, które mrok na całą ziemię rozlewają...
God. To dwie klęski ostatnie ludzkości, dwie mogiły słońc... Karta dziejów odwrócona, zaprzeczenie dni przeszłych, które na nowo tworzyć należy... Od tych mogił zaczyna się rozpacz bezdenna w sercach ludzkich, zaczyna się szamotanie błędne i bezowocne, gonitwa za nową prawdą, za światłem i powietrzem, i straszliwa tęsknota za tą Godziną ubiegłą i za Godziną, która się ma narodzić. Godzina ubiegła była wielkiem świętem ducha, ale nie wszystkie swoje spełniła obietnice. Zburzyła wszystko, zbudowała niewiele. Wstrząśnienie wielkie dała światu całemu, na wewnątrz i na zewnątrz...