ale wszystko jest jeszcze w rozstroju i rozdwojeniu... Codziennie dziś każdy duch przeżywa mózgiem i sercem i nerwami ten pożar, jak święta Teresa przeżywała codziennie męki kalwaryjskie... I od tego dnia, jak Godzina ubiegła była wstrząśnieniem świata — tak myśl o tej godzinie jest rozdwojeniem każdej duszy.
Art. Jam jest żywioł czysty — i żadne mię nie narusza zwątpienie. Mów mi, co to znaczy?
God. Nie, siostro, i ty znasz je, bo i ty płaczesz Akteona. I dla ciebie nadeszła godzina spowiedzi...
Art. Spowiedzi?...
God. Tak. Cały świat — dusze pojedyncze i tłumy całe — narody i plemiona — i koła ludzkie wewnątrz plemion i narodów: wszystko zapatrzone w siebie — sądzi siebie — siebie rozważa — i bije się w piersi — i winy swe wyznaje — i spowiedź powszechną odbywa... I świat nowych czeka objawień. Krwawiej od Pelopidów nieraz ścierają się duchy... Patrz, widzisz to wzgórze zielone — w twojej Grecyi świetlanej?...
Art. Widzę, to Arkadya — tam mój Endymion czeka na mnie...
God. Nie czeka na ciebie. On także uszedł ze swych gór zielonych — spokojne owce porzucił — i ruszył do pustelników, szukać u nich tajemnic, których zapomniał...
Art. Ja mu przypomnę... Ale mów mi, gdzie owa radość — i życie — i tęcza?...
God. Spójrz — oto ziemia — oto dzień dzisiejszy! Słyszysz tę wrzawę nteokiełznaną[1], ten wir nieskończony krzyków, żądz, śmiechów i jęków?... Gdybym się objawiła przedwcześnie, gdybym przeznaczenia skrzywiła — chaos by nastał jeszcze okropniejszy — zgrzyty
- ↑ Błąd w druku; powinno być – nieokiełznaną.