Tłumy ludzkie roją się po miastach ogromnych, po wsiach zielonych, po lasach, morzach, wyspach i górach; w krajach zimnych i gorących, u brzegów rzek, na pustyniach i u stóp wulkanów. Roją się: płaczą i śmieją, jęczą i śpiewają, tańczą i wołają chleba, walczą i całują się ze sobą... Mrowia. —
Świątynie olbrzymie — nielicznie rozstawione na powierzchni ziemi; na świątyniach wieże wysokie, na wieżach czatownicy, czujnem, wytężonem okiem patrzą w Nieskończoność.
Siedm jest świątyń, siedm wież i siedmiu czatowników, a są to świątynie wielkich Godzin ludzkości zmarłej i nieurodzonej. Sześć jest świątyń Rajów utraconych, a jedna świątynia Rajów odzyskanych. A świątynie są: świątynia Edenu, świątynia Hellady, świątynia Saint-Graala, świątynia Wenedów albo Sławiańszczyzny pierwotnej, świątynia Odrodzenia, świątynia Deklaracyi Prawa. A siódma jest świątynia Atlantydy.
Tłumy ludzkie błądzą po starożytnych świątyniach, aby w niej znaleść żywioły, z których ma się narodzić nowa modlitwa. Ale dotąd jeszcze modlitwy nowej nie znalazły — i niedoskonałem słowem wielbią nieznanego Boga Atlantydy.
Oto jak wołają tłumy, idąc do świątyni Jutra:
— Oddawna już objawienia czekamy, a ciągle jeszcze błądzimy w ciemnościach. Ma-ż nasze Jutro wybłysnąć Ogniem niespodziewanym — czy też się narodzi z Go-