I. ABSYNT.
Idź ty, nędzarzu nad żywe Paktole,
Gdzie Absynt w strugi wytryska płomienne!
Ich moc letejska wszystkie twe niedole
Pchnie w swych opałów przepaści bezdenne.
Ty, coś ogromem trudu równy pszczole,
Którego ramię od młota brzemienne,[1]
Któremu gorzki spływa pot po czole,
Idź i pij absynt! W jego czarów kole
Zapomnisz życie swe nędzą brzemienne
I wszystkie dni twych rzeczywistych zgrozy
I rozczarowań jęki bezimienne!
Ogniem ci swoim stopi wszystkie mrozy
Absynt nad wszystkie wyższy alkohole!
Idź i pij absynt! Gryzące cię bole
Uciekną przed nim jako mary senne...
On cię wywiedzie na swobodne pole,
Gdzie na lazurach słońce lśni wiosenne;
On twoje skrzydła rozwinie sokole,
Iż nad twe żądze[2] ulecisz codzienne,
I, niewolniku ty — roboczy wole —
Poczujesz nagle na tym łez padole,
Żeś jest mocarzem, któremu są lenne