IV. SZAMPAN.
Pójdź, moje dziewczę, o, pójdź w me ramiona!
Na świecie wicher tak żałośnie jęczy,
A w sercu mojem wszystko życie kona,
Grobowych przeczuć jakiś wir szaleńczy.
Nic – nawet nici już nie mam pajęczej,
By się oparła dusza skołatana;
Twój śmiech mię tylko budzi potępieńczy:
Utopmy rozpacz w kielichu szampana!
Jestem, jak sosna samotna, schylona
Nad przepaściami, na górskiej przełęczy!
Żadna mi znikąd nie przyjdzie ochrona,
Żaden mię poryw nie obudzi świętszy.
Los mi najdziksze zapomnienia stręczy:
Bachantko, szałem dzikim rozpasana —
Ku tobie płynie mój duch bez poręczy,
Utopmy rozpacz w kielichu szampana!
Słuchaj, jak szabla świeżo wyostrzona,
Kielich o kielich trącony tak dźwięczy!...
Pijana złotym ogniem winogrona,
Samaś, jak szampan, jak skra, ogień tęczy.
I oto duch mój u stóp twoich klęczy,
Od twego szału drżą moje kolana!