Strona:Poezye cz. 2 (Antoni Lange).djvu/093

Ta strona została uwierzytelniona.

VI.

Lubię ja srebrną zimy szatę,
Tak nieskończenie biało-śnieżną,
Jak białe sny powinowate
Z nieskończoności mgłą bezbrzeżną.

I kiedy wichry wyją gniewne
I gdy tumanem dmie śnieżyca,
Zaczarowaną gdzieś królewnę,
Widzę w objęciach królewica.

On ją porywa i unosi
I ulatuje z nią w błękity,
Na niewiadomej płynąc osi
Ku jakiejś ziemi srebrnolitej.

Królewna srebrną nosi szatę,
Jak blado-srebrna twarz księżyca:
Aż jękły dęby rosochate,
Dmie, huczy, wyje, grzmi śnieżyca!

Przez niewidzialne mgieł krawędzie,
Lecą za nimi, jak lawiny,
Kąpane w mleku snów łabędzie
I nieskalanych mew drużyny.