Nowego duchów sierocych zbratania,
Co szlachetniały w tej wyznań kąpieli.
Daleki widok im się dziś odsłania,
Bo iście nowy teraz świat ujrzeli,
Gdy tak w zbrataniu rośli i doskonaleli.
Tak oczyszczeni w wyżynach — w wyżyny
Wciąż promienistsze i czystsze płynęli,
Zkąd widać było ruch ludzkiej rodziny,
Która — na łąkach żyjąc asfodeli —
Na dwoje — rzekłbyś — duszę własną dzieli.
I oto wszystkie człowiecze gromady,
Wzorem tych smutnych idąc marzycieli,
Zapatrzyły się w swoje własne Hady
I same płyną we łzy — i swych łez rozkłady.
Zaprawdę, mówię! Człowiecze żeremia[1]
Jak owe duchy na dwoje rozdarte,
Tak się rozdarły. — Oto cała ziemia
Drży, nowych dziejów rozwijając kartę:
Nie idzie na świat żaden Bonaparte
I żaden olbrzym kształtów mu nie zmienia.
Lecz tłumy, w ducha własny mrok zaparte,
Własne swe sądzą mary i dążenia,
Śród samobiczowania i samokrwawienia.
Oto stanęły tej ziemi wybrańce,
A naprzeciw nim te wydziedziczone
Gromady obce puchom i sielance,
A którym boleść stworzyła koronę —
- ↑ Żeremia — budowle bobrów.