Strona:Poezye cz. 2 (Antoni Lange).djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

W zarodzie tej klątwy nosiłem już ciemnie,
Bo ona tajemnie ukryta jest we mnie,
Że oto mam piętno jak Kain;
I nigdzie spocznienia — lecz wieczne błądzenia
Po morzu od krain do krain.

W otchłani mej duszy noc czarna szaleje —
Tęsknota wieczysta w złoconą nadzieję,
Jak w złote gwiazd wieńce przybrana:
Po dzikich bezdrożach — po falach, po morzach —
Ma nawa umknie wciąż opętana.

I wiecznie na fali — na ciemnej, na słonej —
Aż płaczą delfiny — aż płaczą trytony —
Mój okręt się błąka ponury:
A maszty ma czarne, jak krzyże cmentarne,
A żagle ma z krwawej purpury.

Nie pomnę już kiedy — w ludzkości zaranie
Mój duch na bezdenne się rzucił otchłanie
I odtąd już nigdy nie spocznie:
Bo nie masz tej mocy, coby mi śród nocy
Promienną zabrzmiała wyrocznię.

II.

Zamilcz — przerwij pieśń tę dziką:
Pieśń to straszna niby fali
Ryk, co grobów brzmi muzyką...
Ale Senta śpiewa dalej.