Strona:Poezye cz. 2 (Antoni Lange).djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

Błyskawicami niebo płomieni się,
Powietrze gromów huczy ci muzyką —
I zda się padasz — padasz w głąb
W piaski Sahary, w toń morza chłodną.
Lecz nie rozpaczaj! Jeszcze przebudzi się
Duch, co pozornie już umarł. Wierzaj mi,
Że mannę niesie wicher puszcz,
A w głębi morza kryją się perły.
Zaprawdę, ani groźny żar Afryki,
Ni burze morskie, ni zimny Akwilon,
Nie będą ci jak grobów mrok,
Lecz jak ognisko, zkąd pieśń wytryska.
Życie poety — wielka to nauka:
Burza — cierpienie — pieśń. Owo Stezychor —
Poeta grecki — stworzył chór,
Co owym rytmem dźwięczał troistym.
Szła naprzód strofa burz — i antistrofa
Jęku i cierpień. W końcu zaś epodon —
Spoczynek — cisza — słodka pieśń —
Pieśń, gdzie poeta streszcza swą duszę.
O sny promienne! znów mi wróciłyście,
Gwiazdy mych rojeń, znów mi błysnęłyście!
I czuję znów serdeczny żar,
Co gore we mnie nowem natchnieniem.
Zapada wieczór. Ptaki zamilkły już.
W ciszy mnie woła tajemny głos jakiś:
O zbudź się, zbudź! Znękany duch
Niechaj cierpieniem zyszcze potęgę.
W gaju mi elfów śpiewają tysiące,
Coś mi szeleszcze — szepcze mi — szemrze mi —
I ową śmierć, co we mnie tkwi —
Głos mi tajemny budzi do życia.