A las był gęsty i ciemny: szerokie ogromne konary,
Jak opuszczone ramiona, chyliły się z dębów, jesionów,
Z brzóz rozpłakanych i lip — i z zielonych jaworów tysiąca;
Śród zacieśnionych tych drzew — przez gęstwiny paproci brodatych —
Szedł, przedzierając się zwolna zwycięzki, półnagi myśliwiec.
Żyła bawola, oparta na łuku przez ramię zawisłym,
Gdy się przedzierał przez gąszcz o konary się wciąż uderzała —
I jakoś dziwnie dzwoniła, dzwoniła w tej leśnej cigęzi[1].
W duszy dzikiego myśliwca, co w okół spoglądał wesoło,
Czując się teraz bezpieczny, jak duch, co po walce spoczywa,
Dziwnie a słodko dzwoniła drgająca śród lasu cięciwa.
Naraz gęstwina się kończy — i widać szeroką polanę
I myśl zabłysła szeroka w natchnieniu dzikiego myśliwca.
Dodam — pomyślał — do pierwszej i drugą cięciwę i trzecią:
Jakże mi dzwonić też będzie, o drzew uderzana gałęzie?
I z po za szat swoich skąpych, ze skóry bydlęcej splecionych
Wyjął dwie żyły bawole — i oto na łuk je naciągnął
Niżej od pierwszej — i zlekka o drzewa uderzać zaczyna.
Dźwięk siły większej mu zabrzmiał — i dziwna zabrzmiała muzyka,
Jakoby pieśń młodych ptaków, co gwarnie witają wschód słońca.
Potem uderzał palcami w troistą cięciwę na łuku
I niespodzianym się dźwiękom w swem sercu zdumiewał jak czarom!
Wróg niby żywy stał przed nim, a oto dziewczyna jak łabędź
Biegła przez las; oto łania leciała grotami ścigana;
Walki i świeże i dawne w pamięci mu naraz ożyły,
- ↑ W cigęzi — w cieniu, w mroku (powiat płoński).