Potężnych ludzi, których wicher nie uniesie
Ani woda zaleje w przepaściach bezdennyych[1].
Lecz twardy był duch ludzi, zrodzonego z głazów;
Ponury był wiek ziemi. — Tedy bóg posady
Ziemi samej poruszył i wewnętrznych gazów
Wezwał moc, by płynęły widziadłem zagłady.
I oto za straszliwem brwi boskiej zmarszczeniem,
Poruszyły się wnętrza — i głębie — i szczyty
Ziemi wszystkiej, co własnem wstrząsana trzęsieniem,
Niby w spazmach targała własnej osi nity.
Trzęsienie wnętrzy własnych wszystkie ziemi kąty
Wzburzyło — i ogromne wznieciło w niej żary —
I od tych nowych ogni wiek się zaczął piąty —
Piąte słońce i piąte istot ludzkich gwary.
Ogień więc stał się globu treścią i istotą —
Naprzód mały od środka rósł wciąż do skorupy:
I słońce — tarczą ognia zapłonęło złotą —
I ogień jął przenikać w ludzkie kręgosłupy.
Wówczas świat własnym ogniem płonący wewnętrznym
I ozłocony słońca blaskiem promienistym —
Stał się od kwiatów barwnym i od pieśni dźwięcznym —
I od stepów zielonym — i od rzek przejrzystym.
Czyszczący żywioł ognia oznaczył granice
Skał i rzek, gór i lasów, zwierza, ptaków, płazów —
I ludzi — i swe iskry wlał w ludzkie źrenice
I dusze im rozpalił tęczą swych obrazów.
- ↑ Błąd w druku; powinno być – bezdennych.