Strona:Poezye cz. 2 (Antoni Lange).djvu/261

Ta strona została uwierzytelniona.

Kędy — na cmentarzysku, po miedzianych szczepach
Biały człowiek założył Iron-Law: tę krwawą
Nazwę wytłómacz sobie na Żelazne prawo.)
Tak więc pełny rozpaczy od klęski ogromu
Sir Jonatan Robinson polem szedł do domu.
I, stanąwszy w salonie, kędy mocą czarów,
Jaka tkwi we wszechmocnym rozkazie dolarów —
Zbiegły się wszystkich cudów przemysłowych kwiaty,
Padł na sofę — i zwierzchniej pozbywszy się szaty,
Zadzwonił niecierpliwie i krzyczał stentorem:
»Hej, Jowisz! Stare bydlę! Z tym czarnym potworem
Trzeba skończyć! Jowiszu! Ty psie szczekający!«
Na ten głos — w oka mgnieniu — przybiegł cały drżący
Ze strachu — murzyn z wargą wydętą — czerwoną.
Nie stary jeszczo. W oku skry mu dzikie płoną,
Twarz czarna, jakby piekieł znaczyły ją ślady,
Odbijała od sukien w barwie czekolady.
— »Jestem, Panie! i w kornej stał przed nim postawie.
Sir Jonatan Robinson — pan na Iron-Lawie,
Gniewny był, jakby całe siedziało w nim piekło,
I wołał z twarzą ogniem rozpaczliwym wściekłą:
— »Gdzieżeś był, czarny dyable? gdzie koślawe bydlę?
Jak czarta cię powiesić trzebaby na widle!
Nigdy was do roboty, wy, przemierzłe czarty,
Wy, małpy etyopskie! natury bękarty!
Wracam z pól, gdzie jak trupy sterczą krzak przy krzaku,
A ty psie, nie warujesz? Co, dyable?...
Koniaku!«
Drżąc, wybiegł czarny Jowisz — i wrócił po chwili,
Niosąc koniak, co nerwy yankesa posili —
Wtem pośliznął się — upadł na ziemię jak długi —
Zbił szkło — i zalał dywan złoconemi strugi.