Strona:Poezye cz. 2 (Antoni Lange).djvu/262

Ta strona została uwierzytelniona.

Wówczas Robinson wściekły skoczył do murzyna
I zadrżała mu w ręku zapleciona trzcina
I począł nią okładać plecy Jowiszowe,
I barwić jego heban w pręgi purpurowe.
I wołał: Precz mi z oczu! precz mi z Iron–Lawa!
Natychmiast precz mi z domu, małpo kędzierzawa,
Papuasie nikczemny, etyopski potworze!
(Tak się biały na czarnym mścił za bicze boże.)
I w parę godzin później — ów nędzarz z hebanu
Opuszczał już granice Illinois Stanu.
I tak skutkiem szarańczy z bawełnianych stepów —
Jechał Jowisz na służbę do new-yorskich sklepów.

*     *     *

Przez tę samą szarańczę, co w Jowisza godzi
W niedługim czasie potem do Warszawy z Łodzi
Przybył Jędrek. Ogromne przyczyny globowe
Tajemniczo działały na losy Jędrkowe.
Bo zniszczenie bawełny — tam za oceanem —
Warsztaty druzgoczącym padło huraganem
Na miasta Europy i na Łódź. Fabryki
Powstrzymały ruch wrzecion. I żałobne krzyki
Zabrzmiały wśród roboczych tłumów. Właściciele
Mówili: Dobrzy ludzie! mamy was za wiele
Idźcie w świat! Oto dla was drobna zapomoga
I szukajcie roboty pod opieką Boga.
I tysiące ich było, co chleb utracili
Przez szarańczę z Iron-Law. I w niedługiej chwili
Rozbiegli się po świecie — w te i owe strony —