Strona:Poezye cz. 2 (Antoni Lange).djvu/276

Ta strona została uwierzytelniona.

Jeszcze mroczniejszym robi? — Idźmy tam
Od tej ognistej rzeki. — Jest to resztka —
Więc jeśli resztka może być przystanią —
Tam zbierzmy wici nasze rozproszone
I radźmy wspólnie — jak urągać Jemu —
Albo też niebo stracone odzyskać?
Jak mamy znosić tę straszliwą klęskę,
Jakie w nadziei znaleść pokrzepienie,
Lub jakie postanowienie w rozpaczy?
Tak mówił Szatan najbliższemu z braci,
Głowę nad fale unosząc i okiem
Krwawem błyskając. Reszta jego ciała
W dal rozpostarta na fal ogniu — parę
Włók sobą kryła. Iście nie tak wielcy
Ci, których ogrom stara baśń opiewa —
Tytany, dzieci Ziemi, co z Jowiszem
Toczyli wojny, jako Bryareusz
Lub Tyfon, który zamieszkał pieczarę
Pod dawnym Tarsem, albo morski zwierz —
Lewiatan — z istot, które stworzył Bóg —
Najogromniejszy w oceanu falach.
Ten, gdy śpi — nieraz na morzu Norwegii
Sternik po nocy zbłąkanego statku —
Sądząc go wyspą — jak mówią żeglarze —
Kotwicę rzuca w jego pierś łuszczystą
I odpoczywa — póki noc nie minie
I nie nastąpi ranek upragniony.
Tak w swym ogromie leżał syn ciemności
Na gorejącem jeziorze — w okowach:
Onby nie podniósł głowy sam, lecz Niebo
Posępnych roków dało mu swobodę,
By jego wiecznie odnawiane zbrodnie