Strona:Poezye cz. 2 (Antoni Lange).djvu/287

Ta strona została uwierzytelniona.

Ci więc, a z nimi gęsta czerń, bez ładu
Szła z okiem martwem; jednak w ich źrenicy
Ślizga się ciemny błysk radości, przeto
Że wódz ich męstwem dyszy — nie rozpacza;
Że nie są sami sobie zostawieni.
Odgadł ich myśli szatan — i choć smutny,
Złagodził twarz swą, lecz wrodzoną dumą
Wnet czoło pokrył — i szczególną mową
Starał się zbudzić męstwo przygnębionych.
Przy trąb i bębnów huku rozwinięto
Jego potężną chorągiew. Chorążym
Azrael w niebie był przed swym upadkiem.
Więc dziś tu sztandar rozwinął królewski,
Co jak meteor bujał się w powietrzu,
Bogato strojny w złoty haft i perły,
W broń i trofea cherubów; tymczasem
Rozgłośna trąba grzmiała pieśń marsową,
Na co tłum duchów przeklętych odegrzmiał
Wyciem, co w głębie Tartaru przenikło
I sięgło królestw Nocy i Chaosu.
I wnet w powietrzu zapurpurowionem
Dziesięć tysięcy zabłysło chorągwi,
Jutrzenki barwą gorejących. Ziemia
Lasem się włóczni najeżyła; hełmy
Zaiskrzyły się; zapłonęły tarcze
Jak błyskawice — i ruszyła naprzód
Falanga piekieł — przy dźwięku muzyki
Doryckiej modły. Muzyka ta niegdyś
Nieciła męstwo w dawnych bohaterach,
Na bój idących; budząc w nich nie szał,
Lecz równość ducha, wigor niewzruszony
Na grozę śmierci, trwodze nieprzystępny.