Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/011

Ta strona została przepisana.

śmiertelnych i, przywoławszy Merkurego, daje mu polecenie, aby na całéj ziemi wylewano łzy pogrzebowe, aby był wystawiony grobowiec przez budowniczych olimpijskich z materyałów, o których jest mowa w Przemianach; a obsypany wieńcami z kwiatów wzmiankowanych równie w tychże Przemianach. Potém idzie opis konduktu pogrzebowego; wóz ciągnąć mają konie Feba, treny żałobne śpiewać będą boginie, ciało wniosą do grobu sami poeci: z rzymskich Owidyusz i Wergili („bo oni z narodami pod zimnym Tryonem z łaski jego ichże się językiem zmawiają“); z polskich: dwaj Kochanowscy, Morsztyn Jarosz, Naborowski, Szymonowicz, Bej, Smolik, Karmanowski, Orzelski, Żórawiński, G-rodkowski i „co ich obfita w syny Polska może znaleść swoich“. Przy grobie ma być straż bezpieczeństwa złożona z postaci mitycznych, ażeby żaden potwór nie mógł szkodzić ciału. Po zawarciu grobu, położony ma być na nim kamień i wystawiony słup z napisem. W końcu Febus i Mnemozyna, wraz z 9 swemi córkami Muzami, śpiewają treny.
Utwór ten przejęty jest nawskroś wielkiém zamiłowaniem młodego poety do wspomnień i tradycyj klasycznych; „każdy listek tego grobowego wieńca — jak mówi jeden z krytyków — szukany jest na błoniach zaczarowanego świata starożytności“, mniéj trafnie dodając, że tenże „pod mocą i plastycznością języka nabiera nowéj świeżości i życia“. Téj właśnie „świeżości i życia“ napróżnobyśmy szukali w nastroszonych erudycyą mitologiczną opisach lub w zimnych jak kamień grobowy śpiewach Feba i Muz. Młody wierszopis ugiął się pod balastem podań mitologicznych i tchnienia świeżéj czerstwej natury zaczerpnąć nie mógł; wszystkie prawie jego pomysły grzeszą przesadą, dziwacznością, brakiem smaku; tu i owdzie tylko znajdzie się jakiś wiersz prostotą i szczerością uczuć odznaczony.
W tym samym roku 1645 kiedy opłakiwał śmierć dziadka, wyjechał Andrzéj Morsztyn jako dworzanin królewski w orszaku znanego później satyryka Krzysztofa Opalińskiego i Wacława Leszczyńskiego, biskupa warmińskiego, do Paryża, skąd miano przywieść Maryą Ludwikę, narzeczoną Władysława IV. Niedostatecznie udowodnioném ale wielce prawdopodobném jest przypuszczenie, iż wpływ dworu francuskiego, na którym galanterya wraz z zamiłowaniem poezyi włoskiej panowały, ugruntować musiał w Andrzeju wrażenia odebrane w poprzedniej zagranicznej podróży, a zbliżenie się do Maryi Ludwiki i jéj fraucymeru podały mu sposobność wypróbowania i okazania w praktyce swego zamiłowania do tego trybu życia, do tych upodobań i zamiłowań, jakie wśród wykształconego towarzystwa francuskiego popłacały. Te właśnie upodobania i zamiłowania stanowiły zapewne początek tych stosunków,