Czyli to ten pies, co w ukrytéj stronie
Nalazł zmarłego ojca Erygonie?
Czy téż Hekuba, za królestwa stratę,
W tym kształcie w niebie odnosi zapłatę?
Potężny piesku, co władasz gorącem
I ogień lejesz gardłem swym pieniącem;
Którego ogniem krynice słabieją,
A śniegi wieczne z gór się rzeką leją,
Spraw to mocą twą, aby twe pożogi,
Które miłości we mnie zapał srogi
Mnożą, nad dziewką okrutną zażyły
Takiéj lub większéj, niż nade mną, siły.
Ona z ogniów twych przeszydza, jak zbroją
Bezpieczna twardą skamiałością swoją;
I zimnym wzorem tak się otoczyła,
Że krew w jéj żyłach w śnieg się zamieniła.
Co Nowa Zemla ma zimy i mrozów,
Co lodowate morze, kędy wozów
Większy pożytek, niżli krzywych łodzi;
Co Wołga, którą Moskwicin przechodzi,
Cały rok lodem kryje zimne wody:
Wszystkie te w piersiach ma mrozy i lody.
Widzi to Wenus, ale nie dba, ani
Zwykłym jéj trybem téj hardości gani;
Owszem jakby z nią zmówiła się zgodnie,
Mnie tylko w sercu podżega pochodnie.
Ale ty mścij się méj szkody, twéj wzgardy,
I państwem, które nad nami masz, hardy,
Napełń ją ogniem; niech i ona czuje,
Że kiedy świecisz, każda rzecz hołduje,
I każda lubo odporna, jako ty
Błyśniesz na niebie, zapada w zaloty.
Co jeśli sprawisz, będę-ć życzył, aby
Obrok cię z źródeł dochodził niesłaby
I żebyś wsiadszy na wóz miasto słońca
Wiódł rok szczęśliwy od końca do końca.
Kiedy dwudziesty lipca dzień nadchodzi,
Jasna na niebo Kanikuła wschodzi,