I w kształtną szyję, prawie bez przestania
Nieuprzykrzone daję całowania;
I już mię zła myśl na coś powodziła;
Ale się wśród tych pieszczot obudziła,
I z mych się węzłów wywikławszy, rzecze:
„A tak-że mi to, niewdzięczny człowiecze,
Chęć moje płacisz? a zła-żem ci była,
Kiedym ci służyć sobie pozwoliła?
Ale mnie służyć trzeba z powolnością;
Panem ja chcę być, inaczej wolnością
Wnet cię daruję, wypuszczę z posługi,
Bom z łaski bogów nie tak głodna w sługi,
Bym natrętnika jak ty chować miała“.
Ja widząc, że się szczerze rozgniewała;
Odpuść, bogini, proszę, pierwszą winę,
Której ci własną odkryję przyczynę;
Kanikuła to w mej głowie sprawiła,
Że moja skromność toru uchybił;
Wszak wiesz, że kto się z Małgorzatą braci,
I rozum, a coż i powolność straci.
Niech cię wszytek świat z chłodów swych obrany,
Zła Kanikuło, łaje na przemiany,
I upalony twym ogniom złorzeczy;
Ja, swoje własną rzecz mając na pieczy,
Dziękuję-ć, żeś mi wysuszywszy strugę
Suchą do Zosi zgotowała drogę.
Już teraz bystrych poprzestawszy biegów
Zawarta rzeka pilnuje swych brzegów;
Już teraz w nocy ukradszy się z domu,
Przebrnę bezpiecznie, nie czekając promu;
Już do kochanéj śpiesząc się zabawki,
Nie będę patrzył, ni brodu, ni ławki.
By był Leander takie miał pomocy,
Szczęśliwszéj pewnie zażyłby był nocy,
I dopłynąwszy znajomej latarnie,
Nie zginąłby był w słonych wodach marnie.
A mnie, gdy krzywej nie chcę czekać łodzi,
Chociaż nad kostki zabiorą powodzi,
Mniejsza to, kiedy po takiej kąpieli,
Oschnę na miękkiej u Zosi pościeli.