Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/051

Ta strona została przepisana.
16. Do Kanikuły.

Zła Kanikuło, psie niebieski wściekły,
Przed którym wszystkie chłody nam uciekły,
Opadły z liści, jak w listopad, gaje;
Ziemia się zeschła dziurawi i kraje;
Zioła dżdża pragną; Cererzyne dary
Zawiędłe zwykłéj nie donoszą miary;
Proszę cię, jeśli uprosić się godzi,
Niechaj twój ogień mój paniéj nie szkodzi.
Strzeż tego, żeby, jako płci pieszczonéj
Śniegowi równéj i mleku rodzonéj,
Piegi nie pstrzyły i przykra (dla Boga)
Nie opaliła w południe szeżoga.
Mnie raczej głowę spal na proch i szpiki
Już zwykłe ogniom dla białéj podwiki;
Popal i zboża, sioła, ziemię, gaje;
Weź, jeśli nam co chłodów jeszcze staje,
I wód na napój zostaw nam o male,
Tylko niech moja pani będzie w cale.



17. Odżywiony.

Jeśli to prawda, co kiedyś uczony
Mniemał i twierdził filozof z Krotony,
Że dusze ludzkie doszedszy swojego
Kresu i ciała pozbywszy pierwszego,
W inszy się łupież, na nową słobodę
Przenoszą, w inszy kształ, w inszą urodę;
I inszéj niemasz po téj śmierci szkody,
Tylko na starą duszę żupan młody;
Możemy z śmierci przeszydzać i tyle
Niesmaków sobie nie knować w mogile.
Tak i ja, kiedy dni swoich dopędzę;
Kiedy ostatnią Parki zwiną przędzę;
Opuszczę z chęcią zwiotszałe łachmany,
A niż na nowy będę zawołany
Żywot, będę się w powietrze zmieniony
Przy Jadze bawił, jak wietrzyk pieszczony;
Będę ją chłodził podczas Kanikuły,
I poddymając na piersiach przystuły,
Czegom pragnął żyw, w téj alabastrowéj
Jaskini, czekać będę formy nowéj.