Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/061

Ta strona została przepisana.

Cóżby, gdybym téż miłości zarwała,
Nie wiem; ale wiem, że mi pęta stroi;
Kocham, nie kocham; dziwnie w głowie knuję,
Nie chcę, nie kocham, a przecie miłuję.

Kocham, czyli nie? — ach! ogień w miłości
Szczyrze dopieka, a ja drżąc trupieję:
Nie kocham tedy — ach! do samych kości
Wolnym się ogniem spuszczam i topnieję.
Ogień się z mrozem ugania w skrytości,
I mrozem pałam i ogniami leję;
Cudy miłości, czarów sposób nowy,
Mróz gorejący, a ogień lodowy.

Goreję, marznę i jestem do tego
I zapalona, ranna i związana;
Ranę mam, nie wiem z sajdaku czyjego,
Łańcucha nie znam, chocia-m okowana;
Okowy noszę od wzroku wdzięcznego,
Z którego miły ból, rana kochana;
Jeśli to miłość jest, co mnie tak dusi,
Miłość być, wierę, groźną rzeczą musi.

Groźna rzecz miłość. Lecz cóż mi się dzieję,
I cóż tę miłość za otucha wspiera?
Nadgrody nie chcę, co więc miłość grzeje;
Serce się kochać i darmo napiera.
Nie kochaj serce: bo też bez nadzieje
Nie wiem, jako ta miłość nie umiera?
Ach mówię z sercem, a serce-m pozbyła,
Serca nie mając, jakoż będę żyła?

Żyję, umieram; dziwnie się to wierci,
Konać, nie umrzeć, choć serca nie mając,
Żywot opuścić, nie czuć przecie śmierci.
Jest-to umierać, a nie umierając,
Albo mężniejszej nabywa gdzieś sierci
Serce, że znowu odżywia konając,
Albo co duszę z sercem strzała dzieli,
Nie domorduje, choć na śmierć postrzeli.

Niedobyte, nie; lecz z śmiertelnéj rany,
Kaleka serce już w kim inszym żyje,
Tenże za serce stoi ukochany
Żywot; serce me z niego żywot pije.