Przecie im kurzą, przecie z uniżenia,
Chleby im kładą i całopalenia.
Kiedy cię niebo tak udarowało,
Że aż do zbytku niedostaje mało,
Jeśli odrzucisz to, czego masz dosić,
Cóż ci przyjaciel ma w darze przynosić?
Choć ja nie za dar te-ć posyłam wiérsze,
Ale abyś je, niż się puszczą w szérsze
Granice i na wyższe wstąpią szczeble,
Sam przegremplował i puścił po grzebie.
Bo jeśli twoje odniosę w tym zdanie
(A bez pochlebstwa), że też i mnie stanie
Wątku do piórka i tchu do téj sprawy,
Nie dbam o cudze przegryzki, poprawy;
Dosyć mi na twym rozsądku i śmiele
Pić z hipokreńskiéj już będę kąpiele.
Tyś u mnie pierwszy, i tobie przyznawana,
Że w polskim wierszu za tobą zostawam;
I tak leniwo w trop za tobą jadę,
Jak téż po sobie pozad drugich kładę.
Miejże się dobrze; odpisz na znak, że ty
Nie skąpisz dla mnie choć droższéj monety;
A przy tym (chociaż nie cale znajoma,
Ale życzliwa i bardzo łakoma
Przyść do lepszego z siostrzyczką poznania),
Moja się Jaga twojéj Zosie kłania.
Niezawsze strzały Kupido zawodzi;
Czasem łuk złoty i bez broni chodzi
I gospodarskiéj pilnując pogody,
Gracuje z trawy pafijskie ogrody.
W ogrodzie jego, zioła są nadzieje,
Chwast obietnice, które wiatr rozwieje;
Męczeństwa posły są suche gałęzi,
Labirynt pęta, w których swoje więzi,
Niewola kwiatkiem, owocem jest szkoda,
Fontanną oczy i gorzkich łez woda;
Wzdychania letnim i miłym wietrzykiem,
Nieszczerość łapką, figiel ogrodnikiem.
Szaléj, omylnik, to są pierwsze zioła,
Które głóg zdrady otoczył dokoła.