Nadto ma z muru nieprzebite płoty,
Gdzie wapnem troska, kamieniem kłopoty.
Ja-m w tym ogrodzie przedniejszym kopaczem,
A wziąwszy moję tęsknicę i z płaczem
Skropiwszy orzę skały twardéj Tatry,
Wlokę, uprawiam i żnę płonę wiatry.
Nie mają takiéj i jordalskie[1] stada,
Byłaby takiéj Asturya rada,
Nie pasie takiej natolska murawa,
Jaką się klaczą przechwala Warszawa.
Hiszpanka-ć wprawdzie chodem i nazwiskiem,
Ale się w kraju rodziła nam bliskiem,
I słusznie Polska będzie tym chełpliwa,
Że jéj córką jest klacz tak urodziwa.
Znaczne jej kształtu wizerunki wszelkie:
Głowa niewielka i uszy niewielkie,
Oczy wypukłe, wesołe pojzrzenie,
I kłus wspaniały i żywe chodzenie.
Pierś, ach pierś piękna! i zupełna w mierze,
Zad jak ulany i gibkie pacierze
Tusz do popręgu i kark niezbyt chudy,
Nóżka subtelna, podkasałe udy;
A kosa jasna i obfita grzywa
Blaski złotego przenosi przędziwa.
O jak to piękna, kiedy wzniosszy głowę,
I złotą grzywy puściwszy osnowę,
Buja i między zazdrosnemi stady,
Swych rówienniczek zawstydza gromady;
Godna zaiste ciągnąć i wóz słońca,
I stać w królewskiej stajni nie od końca[2],
Teraz niech Neptun kształt na się przybierze
Gładkiego konia, jak kwoli Cererze;
Teraz niech Jowisz zalotów nie syty,
Końskiemi stan swój okryje kopyty;