A więcéj wskóra, niż gdy boskie stopy,
Bawolim rogiem okrył dla Europy.
A gdy ją będą w bieg różnie ćwiczony,
Koniuszy z Litwy i drugi z Korony
Kawałkowali, o jakie korbety,
Jakie podrzuty[1], jakie wężo-kręty,
Jakie odmiany ręki będą w kole;
Jakie podrzutnym grzbietem kapryole.
Bujaj, o! cudna klaczo, bujaj sobie, —
Rozmnażaj stado, które tak po tobie
Pokupne będzie, że o twe źrebięta
Z sobą się będą rozpierać książęta.
Szczęsny masztalerz, który cię fartuje,
Co cię nakrywa i co cię dekuje;
Szczęśliwe łąki, co pasą klacz gładką,
Szczęśliwszy stadnik, co cię sprawi matką,
A pewnie Pegaz, skąd między płanety
Przeniesie z tobą spłodzone dzianety.
Milcz serce! Przebóg! Można-li,
Niech cię cicho ogień pali:
Wolisz zgorzéć od tęsknice,
Niż wyjawić tajemnicę.
I wy, serdeczne westchnienia!
Świadome mego cierpienia,
Wiadome same i tego,
Że-m przecie dokazał swego,
Co się z ust mych wydzieracie?
Ach! cyt! i tak mnie wydacie;
W szkole miłości wzdychanie
Za wyraźne słowo stanie.
Niech z was, o wymowne oczy!
Żadna iskra nie wyskoczy,
Niech, gdzie wam patrząc najsłodzéj,
Rozum was trzyma na wodzy;
W miłości w jednéj są cenie:
Mowa i chciwe pojzrzenie.
- ↑ Rk. Oss. passady.