Adonis. Ratuj, Wenero wszystkowładna, proszę!
Poradź w miłości, którą dziś ponoszę.
Wenus. Kochaj; miłości miłość jest nagrodą.
A. — Czynię to, ale darmo i z swą szkodą.
W. — Dawaj podarki, co wiążą i bogi.
A. — Chciałbym; niemasz skąd; mieszek mam ubogi.
W. — Obiecuj. — A. — Słowy nie wskóram gołemi.
A. — Przysięgaj. — A. — Szkoda żartować z świętemi.
W. — Pisz wiersze. — A. — Trudno o miłosne dumy,
Gdy wszystkie w głowie szwankują rozumy.
W. — Więc spróbuj szczęścia, wleź tam oknem w nocy.
A. — Strach mię odstraszy kijowéj niemocy.
W. — Porwiże pannę, a dotrzymaj wiary.
A. — Boję się prawa i katowskiej kary.
W. — To-ć już ostatnie lekarstwo dać muszę:
Kup sobie powróz, a zadziergni duszę.
A. — Tak-to, tak, Wenus, cnotliwa-ś i z synem;
Cukrem się wszczynasz, a kończysz piołunem.
Nie każda gwiazda takie światło toczy,
Jaki blask twoje wydawają oczy,
Włosy nad złoto są sidła zdradliwe,
W które nam łowisz, panno, serca chciwe;
Z karmazynowym zaś koralem usty
Zrównasz, które nas wabią do rozpusty;
Piersi bez mleka, ale równe mlecznym
Nabiałom, równe i liliom ślicznym;
Alabastrowa czoło jest tablica,
Na której szczęścia mego tajemnica;
Ręka tak gładka i ulana w mierze,
Że każde serce do więzienia bierze.
Stąd ci mię dręczą w nieprzebranej[1] męce:
Oczy, włos, usta, piersi, czoło, ręce.
- ↑ Rk. Oss. ma: dzierżą to nieprzetrwanéj.