Posłałem zaś westchnienie, i to tam zostało,
I choć często powróci, tu się bawi mało,
Ani mi dostatecznéj umie oddać sprawy,
Gdzie serce, i jeżeli umysł twój łaskawy;
Szedłbym sam, lecz nie mogąc, posyłam ci duszę;
Odpraw z łaską; bez tego dwojga umrzéć muszę.
Pierwszy odniosszy zysk za swoje wiarę,
Te-ć kwiatki, Wenus, daję na ofiarę.
Jaga mi dwakroć gęby pozwoliła;
Daléj nic więcéj: matka blisko była.
Ale jako nas złączysz w jednéj parze,
Złotorogiego stawię-ć przed ołtarze
Wołu, z tym wierszem na tablicy z złota:
Tyrsys Wenery sługa do żywota.
Wiatry, moskiewskiéj komornicy strony,
Śniegowe Eury, mroźne Akwilony,
Co w was tchu, co dmy, co ducha i siły,
Przez ten niepokój, co wam zawsze miły,
Przez rozbój barek i przez morskie wały,
Proszę, abyście piersi me wywiały;
Że w nich me ognie albo zadmuchniecie,
Albo je na śmierć moję rozedmiecie:
Bo ja za równe szczęście sobie biorę,
Że ognie zgasną, albo że sam zgorę.
Wczora u gładkiéj dziewczyny
Na wierzchu białéj pierzyny
Widziałem serc naszych mękę,
Białą i śniegową rękę,
Szyję mleczną, usta krwawe,
Złoty włos, oko łaskawe;
A co niżéj szyje było,
Zazdrościwie płótno kryło.
Rzekłem: napaśmy tym wzroki;
To oczu naszych obroki,