Że na niéj różne dyamentu rysy
I wszystkich królów, od Piasta, podpisy,
Że dawniej w domu twoim, niźli owa
Solna w klasztorze blisko od Krakowa;
A staremi się pyszniwszy kielichy,
Wino w nich dajesz młode i z pod wiéchy.
Śnieć, widzę, mózg, Bartoszu, i masz zawrót głowy,
Bojąc się jakiśj zdrady od swej białéjgłowy.
Gładka jest wprawdzie, lecz niemniej wstydliwa,
A szkoda, że-ć się żona dostała cnotliwa,
Bo cię, widzę, tak trapi niesłuszne myślenie,
Jak prawda, tak rzecz pewna, jak i podejrzenie.
O! jako Walek mędrszy! Choć ma krzywą w domu,
Nie da tego po sobie rozeznać nikomu.
Ale ty, grzeczna pani, nie bądź darmo w winie,
I to, czego się boi, niech męża nie minie.
Tomek kocha szalenie, napiera, nalega,
Ojcu łże, matce kłania, przyjaciół podżega.
Tak piękna? Owszem szpetna. Skądże te zaloty?
— Ma kota, a co większa chora na suchoty.
Tu Lukan leży, który sławnemu Rzymowi
Pokazał, jak wysoko wolno iść rymowi.
Ach! okrutny Neronie, godny wiecznej nocy,
Ta przynamniej nie miała głowa być w twéj mocy.
Wszystko to, czego ludzie pragną na tym świecie,
We dwunastym ta pani odprawiła lecie:
Była dzieckiem, dziewczęciem, była panną gładką,
Szła za mąż, porodziła i umarła matką.
Nie swarz się żaden z śmiercią dla tak wczesnéj straty:
Baba tu leży życiem, chociaż dziewczę laty.