Kto tę uciechę, że mu pies skowyczy,
Zmyślił, albo że nad przepiórką stanie,
I pierwszy nosił krogulce i kanie, —
Nic mu dobrego serce me nie życzy.
Bodaj był od swych, która mnie tak szkodzi,
Poległ ogarów, jak Akteon, zgraje.
Nie próżny gniew mój; nie to mię obchodzi,
Że w zwierz wesołe pustoszeją gaje,
Że owsa siła w osypkę odchodzi,
Ale że rano mąż ode mnie wstaje.
(Sonet).
Szydzisz z mych wierszów, grzeczny Władysławie,
A raczej z tego, że łańcucha krętem
Piszę miłości skrępowany pętem,
I w Kupidowym tracę wolność prawie.
Tak więc gdy huczne miecą niełaskawie
Wały wydanym na morze okrętem,
Śmieje się oracz i w pokoju świętem
Złorzeczy z brzegu niebezpiecznej sprawie.
Poczekaj mało, wnet i ty w te wniki
Wpadszy, w niewoli będziesz u podwiki
I w równéj ze mną spłoniesz kanikule.
Jakoż, jeśli mię wieszczba nie omyli,
Zda mi się, włoży na kark w małéj chwili
Smaczne okowy, twarz twojéj Kordule.
(Sonet).
Przebóg! jak żyję, serca już nie mając?
Nie żyjąc, jako ogień w sobie czuję?
Jeśli tym ogniem sam się w sobie psuję,
Czemuż go pieszczę, tak się w nim kochając?