I w jakim przybrawszy się w pasterską postawę,
Zwiódł Issę Makarównę na wszeteczną sprawę;
Abo smok, co pilnował owocu złotego,
Straż sadów hesperyjskich, Atlanta wielkiego;
I drugi smok, kolchidzkich obywatel krajów
Czujny straż wełny złotéj i czarownych gajów;
Abo ta, którą smętki i ostatnia zguba
W sobaczą sierć ubrały, nieszczęsna Hekuba.
I psy, któremi Cyrce Scyllę osadziła,
Dlatego, że Glaukowi nad nią milszą była.
I Morzysarna z Wilczkiem, Jasnoząb z Szczekaczem,
Cyprek, Porwisz i Kudła, Dawizwierz z Chwytaczem,
Kruczek, Cygan i Wilczek, charci i ogary,
Którzy własnego pana wprawili na mary.
I Hipomenes chyży z Atalantą gładką,
Którzy gdy popełniali grzech przed bogów matką
Z poduszczenia Wenery, którą obrazili,
Oboje się grzywami lwiemi najeżyli.
Nie byłem po swym synu Faetonie
W takiéj żałobie i tak zasmucony,
Kiedy go zbył wóz słońca wywrócony
I roztrąciły źle rządzone konie;
Nie tak zmarszczone pokazałem skronie,
Gdy Esculapi za żywot wrócony
Hipolitowi, twym ogniem strącony,
Mściwy Jowiszu, aż w podziemne tonie;
Jak się dziś po swym trzecim synu trapię,
Skąd będąc zmorzon tym żalem okrutnie
Zrzenice obie we łzach słonych kąpię.
I straciwszy chęć do wszystkiego, smutnie
Mażę wiersz, psuję pióro, karty drapię
I rozstrojone tłukę cytry, lutnie.