I co my w Rzymie Cardinal-patrona,
To tu ma u nas ciebie wschodnia strona.
Skoro tylko świt, różne ordy szykiem
Idą do ciebie z swym sołomalikiem;
I pokazałeś to przy Kamambecie,
Na szumnym, który dałeś mu, bankiecie,
Że wielki Mogoł ba i Antypody,
Miały-by swoje u ciebie wygody.
I z tego siła u ciebie wychodzi,
Kiedy terkalskie zbierają powodzi.
Posyłam ci ten nietrwały rynsztunek,
Którego lubo podły jest szacunek,
Nad tym się jednak dowcip twój zabawi,
Że jeśli człowiek śmiertelny to sprawi,
Że z ziemie, z prochu, z mizernej perzyny,
Takie rozumem swym wywiedzie czyny;
A dopiéroż ten, co naturą władnie,
I co ją stworzył, potrafi w to snadnie,
Że choć w proch pójdziem, w atomy znikniemy,
Znowu w chwalebnych ciałach powstaniemy.
A teraz żeśmy popiół, proch i glina,
Nim się rozsypiem, napijmy się wina.
Tu się odważnie bijąc za ojczyznę,
Żebrowski odniósł niezleczoną bliznę,
Kulą rozcięty z całego kartanu
Wpośrzód majdanu.
Twarda to dusza, żywot to rogaty,
Co nań bistońskiéj potrzeba armaty,
Skąd sława hukiem idzie okazałym,
Po świecie całym.
Znać Tureniego żywot miał w przykładzie,
Kiedy go równym z nim sposobem kładzie,
I sławy ledwie zrównanéj pod słońcem,
Sięga i końcem.
Płacze go wojsko, płacze żona, która
Łzami swojego oblewa Hektora,
Żałuje nie mniéj swego gienerała
Ojczyzna cała.