Starsze (co obcy przyznał im i krewny),
Choć niezwyczajnéj miały dar urody,
Mógł się jednak ich gładkości dać pewny
Opis językiem, bez ujmy i szkody.
Ale najmłodszéj wyborność królewny,
Tak przenosiła wymowy, dowody,
Prawdziwą sławę, pochlebne pochwały,
Że jéj wieść godnéj nie mogła dać chwały.
Z państw i samsiedzkich i z dalszéj krainy
I cudzoziemskie i bliższe narody,
Chcąc wiedzieć prawdę tak głośnéj nowiny
I ten cud widzieć, bieżeli w zawody;
A obaczywszy twarz ślicznéj dziewczyny,
Nie widząc prawdy, z ogłosem niezgody,
Przyznali się być nader zadumani
Na wieki oczom swym obowiązani.
Nieustraszeni długiemi drogami
Sławni malarze, subtelni snycerze
Biegli z dłutami, z pęzlem i z farbami,
Chcąc ją na płótnie, kamieniu, papierze
Wyrazić w posąg i kupersztychami;
Ale się w swoje obróciwszy szczerze
Martwe roboty, padły im przez dzięki
Pęzle i dłuta z otrętwiałéj ręki.
Ta boska gładkość już tak wszytkich łudzi,
Takie i w zimnych sercach rany czyni,
Że ją jak ziemskie bóstwo głos wszech ludzi
Wysławia; nawet na miejsce bogini
Téj sadza, która miłość w piersiach budzi
I któréj mali służą Kupidyni.
One już chwalą i jéj ślicznéj cerze
Dają dank, który dawali Wenerze.