Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/243

Ta strona została przepisana.
XXIV.

On się, w jaką chce, postać wnet wyszpoci,
Ślad myląc, traci o sobie i wieści:
Raz się w rosłego olbrzyma obróci
I wielkim dziełem moc swoję obwieści,
Wnet zaś w kusego karła tak się skróci
I w szczupłe usta, w dołek jagód zmieści,
Że i ten, co mu źle gospodaruje,
Nie wie o gościu i nic go nie czuje.

XXV.

Szuka go Wenus naprzód między Greki;
Ale tam tylko i szable błyszczące
I na krew ludzką rozdarte paszczęki
I bisurmańskie znajduje miesiące.
Stamtąd woźnikom popuszczając ręki,
Pomija brzegi od ognia gorące
Sykulskiéj Etny; aż ją powóz płochy
Wysadza między zalotnemi Włochy.

XXVI.

Ale tam, miasto miłości, plugawe
Widzi nierządy, opaczne chciwości,
Zazdrość zbrodnistą, podejrzenia krwawe,
Wolność wygnaną, wszędy pełno złości.
Stąd idzie między Niemkinie łaskawe;
Lecz tu Kupido nie barzo rad gości:
On chce zapałów, do krwie i do garła,
Tu zimna miłość i jakby umarła.

XXVII.

Przewozi się stąd między oddzielone
Od świata morzem naszego Brytanny,
W kraje gładkością od wieków wsławione,
Gdzie i dowodzą i królują panny;
Ale zastawszy piaski krwią skropione
Niewinną, i z rąk świętokradzkich ranny
Królewski tułów, o straszne przykłady!
Nie może patrząc na poddanych zdrady.