Pewna już o nim na przeciwnym brzegu,
Przebywa morze w lot między Francuzy.
Tu on więc mieszkał, tu w płci równéj śniegu
Serca krępował i sadzał do kluzy;
Tu mając dziewki, jakich w swoim biegu
Słońce nie widzi, od Gades do Suzy,
Skrzydła był odpiął, a oręża z złota
Nosili za nim żart, śmiech i pieszczota.
Darmo go jednak szuka we dnie, w nocy:
Bo tu tak siła znalazł do roboty,
Że musiał sobie przybrać do pomocy
Młodszych braciszków, którym kołczan złoty
Rozdał, żeby swéj spróbowali mocy;
A sam zwątlony, bez sił, bez ochoty,
Na odpoczynek odważył się z nową
Do Polski zjechać Kupido królową.
Wenus się po nim puszcza na delfinie
I porze morskie wały jak na spławie.
Mija Niderland i do duńskiéj skrzynie
Nie płaci myta w Zuntcie na przeprawie.
Nakoniec stawa tam, gdzie Wisła ginie,
Przy gdańskim porcie, i stąd ku Warszawie
Płynie, gdzie w gęste ubrawszy się chmury,
Wchodzi nieznaczna między pańskie mury.
Jest pałac, wiślne patrzący na wody
I na zarzeczne miasta i żuławy,
Opasan wkoło ślicznemi ogrody.
Tu więc królowa miewa swe zabawy,
Kiedy wieczorne pozwalają chłody
I liście broni Febowi przeprawy.
Tam ją zastała wtenczas Erycyna,
Z swemi nimfami siedzącą, i syna.