Tu milczy, a wtym do góry przychodzą,
Na któréj termin drogi naznaczony,
Którą stąd lasy okropne obwodzą,
Jasnéj, słonecznéj nie znające łony.
Stąd, niepomierną i nierówną grodzą,
Skała wierzchołek wznosi zaostrzony:
Że w takim miejscu i pod takim dachem
Ledwie śmie mieszkać okropność z postrachem.
W czele ma morze, po bokach rozdoły,
Których brzeg — krzemień, dno przy kryły łozy,
Wiszące skały, zapadłe padoły.
Ciemne jaskinie, wybite wąwozy,
Przepaści przykre i bez gruntu doły,
Przerwy na dzikie straszne nawet kozy,
Śliskie uboczy, jarugi i duże
Brzeg opasały téj góry kałuże.
W takiéj pustyni, złożywszy ją z noszy,
Zdesperowanéj odchodzą dziewczyny;
Każdego szczery żal do domu płoszy,
I rozchodzą się lutościwe gminy.
Ociec i matka, królewskie rozkoszy,
Świetne pokoje i wczesne kominy
Zbrzydziwszy sobie, jakoby pomarli,
Żywcem się spoinie w ciemny grób zawarli.
Została Psyche z strachem i ze drżeniem
Śmiertelnym na tym niełaskawym piasku.
Trwożą ją pustki, i z takim złożeniem,
I śmierć okrutna z bogów wynalazku.
Zwycięża w niéj strach męstwo z przyrodzeniem,
Żadnych jednak skarg nie słychać i wrzasku;
Tak twardo myśli, że się zdała cale
Obraz z marmuru i skała na skale.