Wstyd jéj lekkiego postępku, że zbyła
Wiary, na któréj jéj pociechy stały;
Radaby światło, złego świadka, skryła,
Radaby w sercu ukryła pujnały.
Jakoż, skryć cale była umyśliła
Żelazo winne w piersi swych śnieg biały,
Gdyby jéj była z ręku nie wypadła
Broń, mieczniczego robota kowadła.
Ogląda potym Kupidowe łubie
I kołczan pełny leżący na stole,
Wtym strzałka, takiéj przyuczona chlubie,
Skrycie ją w palec serdeczny zakole.
Ona w skok z rany zdradne żądło skubie,
Ale już niewczas, bo dwojakie bole
Czuje z téj rany i dwojaką mękę,
Przyjemną w sercu i bolesną w rękę.
Patrzy na gładkie chłopię ledwo żywa,
Snu się wdzięcznego przerwać nie ośmieli,
A wtym niewcześnie zazdrosna oliwa,
W któréj knot lampy pływał jak w kąpieli,
A tak gorący, jak smoła z łuczywa,
Pryśnie z kaganka i kroplę wystrzeli,
Która na gołe chłopcu padła ciało
Tam, gdzie się skrzydło z barkami wiązało.
Porwał się ze snu i zrzucił z posłania
Sparzony bożek, a Psyche go prosi,
Żeby zwykłego doczekał zarania.
Trzyma go mocno, z prośbą gwałt przynosi:
Puścić się nie śmie nóg, którym się kłania,
Lecz się on wzbija i onę podnosi
W lot na powietrze, a ta, póki włada
Ręką, dzierży się, nakoniec upada.